 Komisja Europejska zaproponowała nowe przepisy
dotyczące ochrony konsumentów. Rozszerzają one ochronę również na
oprogramowanie. Ich przyjęcie będzie oznaczało, że licencja powinna
gwarantować konsumentowi te same podstawowe prawa jakie ma, gdy kupuje
inne towary: prawo do posiadania towaru, który dobrze działa.
Pomysł został skrytykowany przez organizację Business Software
Alliance, która skupia takich producentów oprogramowania jak Apple, IBM
czy Microsoft.
- Produkty cyfrowe nie są czymś tak namacalnym jak tostery i nie
powinny podlegać tym samym zasadom. W przeciwieństwie do dóbr
materialnych, producent dóbr cyfrowych nie może przewidzieć z dużą dozą
prawdopodobieństwa ani wszystkich możliwych zastosowań dla produktu ani
jego potencjalnej wydajności - stwierdził Francisco Mingorance z BSA.
Dodał, że działanie oprogramowania zależy
od środowiska, w jakim jest uruchamiane, od tego jak i czy w ogóle
użytkownik je uaktualnia, na ile jest ono elastyczne i na ile można je
modyfikować oraz czy doszło do ataku na program.
Mingorance dodaje, że proponowane przez KE przepisy miałyby
obejmować zarówno wersje beta, jak i ukończone programy. Odnosiłyby się
do software'u o zamkniętym, jak i otwartym kodzie. Ponadto
najprawdopodobniej na producentów nałożono by obowiązek udzielania
dwuletniej gwarancji. To z kolei, zdaniem przedstawiciela BSA,
zmniejszy wybór.
Często bowiem licencje na oprogramowanie, obsługę techniczną itp. są
kupowane na czas krótszy niż dwa lata. Nowe przepisy zobligują
producenta do utrzymywania programu przez co najmniej 24 miesiące.
W końcu, jak zauważa Mingorance, nowe przepisy mogą spowodować, że
ucierpi na tym kompatybilność programów. Jeśli bowiem producent ma
gwarantować wydajność i bezpieczeństwo, to w jego interesie będzie
leżało jak największe ograniczenie osobom z zewnątrz dostępu do jego
kodu.
Producenci oprogramowania od dawna twierdzą, że kod komputerowy nie
powinien być objęty taką gwarancją jak produkty materialne. W roku 2007
przed Izbą Lordów wystąpił jeden z głównych developerów jądra Linuksa,
Alan Cox, który argumentował, że ani producenci oprogramowania open
source, ani tego o zamkniętym kodzie nie powinni być pociągani do
odpowiedzialności za bezpieczeństwo swoich programów.
Cox mówił wówczas: "Twórcy oprogramowania o zamkniętym kodzie nie
mogą prawnie odpowiadać za kod, ponieważ to uderzy w firmy trzecie. Gdy
dodajemy aplikację firmy trzeciej, to bezpieczeństwo staje się rzeczą
jeszcze bardziej złożoną. A więc racjonalnym zachowaniem producentów
będzie uniemożliwienie instalowania aplikacji firm trzecich". To
z kolei, jak zauważył, narazi ich na procesy o naruszanie prawa
antymonopolowego.
Z kolei, jeśli chodzi o oprogramowanie open source, to w jego
przypadku kod jest otwarty, zmiany są wprowadzane przez wiele osób
i niemożliwe jest zidentyfikowanie winnego słabości kodu. Ponadto, ten
sam kod jest jednocześnie rozwijany przez wiele firm. Nie ma sposobu,
by ocenić, która z nich i na ile przyczyniła się do powstania
niedociągnięć, a na ile są winni twórcy oryginalnego kodu.
źródło informacji: kopalniawiedzy.pl
|